Banki chcą ostrzejszego prawa o bankructwie
Upadłość konsumencka do tej pory istniała w Polsce właściwie tylko na papierze. Mimo, że dłużnik mógł zbankrutować, to musiał spełnić wiele wymogów, które ograniczały dostęp do ostatniej szansy. Nowa wersja prawa jest znacznie łagodniejsza, ale nie podoba się to Związkowi Banków Polskich.
Zreformowane prawo upadłościowe zostało przyjęte przez sejm, a lada dzień trafi pod obrady Senatu. Bankowcy zgłosili kilka uwag, które mogą budzić niepokój osób czekających na ratunek w postaci nowej ustawy.
3 lata czyśćca to za krótko
Związkowi Banków Polskich nie podoba się skrócenie okresu obowiązywania planu spłaty z 5 do 3 lat. Przypomnijmy, że plan spłaty to okres już po likwidacji majątku, czyli sprzedaży wszystkich dóbr upadłego. Przez kolejne miesiące dłużnik spłaca ustaloną przez sąd kwotę, która rozdzielana jest pomiędzy wierzycieli. Przez ten czas jest „obywatelem drugiej kategorii” – nie może zaciągać niektórych typów zobowiązań, a co roku musi spowiadać się ze zgromadzonego majątku. Na końcu tego procesu możliwe jest umorzenie pozostałych długów – upadły zaczyna życie z czystą kartą.
ZBP w opublikowanym na stronie internetowej stanowisku twierdzi, że „tak znaczne skrócenie wykonywania planu spłaty jest niezasadne. Jest to swoisty okres próby, podczas którego uczciwy i rzetelny dłużnik, wykazuje, że konieczność ogłoszenia względem niego upadłości stanowiła sytuację wyjątkową i przez niego niezawinioną.” Dodatkowo bankowcy wskazują, że umorzenie długów „nie powinno stanowić wyrazu uprzywilejowania w stosunku do tych konsumentów, którzy przez okres nawet 30 lat (kredyty mieszkaniowe) rzetelnie wywiązują się ze swoich zobowiązań”.
Za dużo pieniędzy na mieszkanie dla bankruta
Bankowcy zgłaszają także sprzeciw wobec proponowanej zmiany w prawie dotyczącej środków pozostawianych upadłemu na zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych. Dotychczas jeśli bankrut posiadał nieruchomość, to z kwoty pozostałej po jej sprzedaży wydzielano 12-krotność przeciętnego czynszu najmu w danej miejscowości. Mówiąc w skrócie, upadły dostawał środki na dach nad głową przez rok. W znowelizowanej ustawie przewiduje się dwukrotne wydłużenie tego okresu – do 24 miesięcy.
ZBP stoi na stanowisku, że doprowadzi to tylko do uprzywilejowania osób, które mają mieszkania (tylko im przysługuje tego typu „odprawa”) oraz uszczuplenia środków, które pozostaną do rozdysponowania pomiędzy wierzycieli.
Upadłość w wersji „soft”
Związek Banków Polskich chce także, aby wyraźniej promować możliwość zawarcia układu pomiędzy dłużnikiem a wierzycielami. Nowa ustawa przewiduje taką opcję, ale nie na wczesnym etapie postępowania, czyli zaraz po jego wszczęciu.
Wśród argumentów przytaczanych przez bankowców znajduje się uwaga, że rozpoczęcie likwidacji majątku wiąże się z kosztami, które uszczuplają masę upadłościową, a dodatkowo mogą być w pewnych sytuacjach obciążać Skarb Państwa (gdy dłużnik nie ma wystarczających rezerw na kontynuowanie procesu). Lepiej byłoby, zdaniem ZBP, najpierw rozważyć upadłość układową, a dopiero później inne kroki.
Banki działają we własnym interesie
Postulaty banków nie powinny dziwić – odzwierciedlają one interesy wierzycieli, którzy mogą sporo stracić na wprowadzeniu nowych regulacji. Skrócenie okresu spłaty nie jest na rękę bankowcom, ponieważ oznaczać będzie zazwyczaj umorzenie większej części zaległości. Zwiększenie kwoty przeznaczonej na wynajem mieszkania da podobny skutek – mniejszą pulę do zaspokojenia się przez kredytodawców. Podobnie jest w przypadku bankructwa w wersji „soft”. Jest ono potencjalnie bardziej korzystne dla wierzycieli, pod warunkiem, że dłużnik ma jeszcze jakąkolwiek zdolność do generowania dochodu.
W stanowisku ZBP dziwić może tylko niezbyt szczerze brzmiące odwoływanie się do dobra dłużnika. Mówi się tam m.in., że zawarcie układu „jest narzędziem posiadającym zdecydowanie mniej negatywny oddźwięk społeczny” i powinno się „zmierzać ku unikaniu stygmatyzacji konsumentów w przypadku konieczności wszczęcia postępowania upadłościowego”. Banki mogły jednak do tej pory samodzielnie próbować mediacji z dłużnikami i nie zawsze z tej możliwości korzystały. A potencjalny bankrut bardziej niż negatywnego oddźwięku społecznego obawia się tego, że do końca życia zdany będzie na łaskę wierzycieli.